wtorek, 3 lutego 2015

Rozdzial 4

                Byłam dalej na ganku wpatrując się w pudełko czekoladek. Opakowanie było przewiązane czerwoną wstążką, pachniało mlekiem i truskawkami. Drżącymi rękami uniosłam wieczko pudełka. Poczułam jeszcze bardziej intensywnie zapach słodyczy. Mogłam się spodziewać, że w środku nie było nic nadzwyczajnego. Różnych smaków czekoladki wyglądały apetycznie, ale podejrzanie. Może jakaś normalna osoba wyrzuciłaby je po prostu do śmieci, ale nie ja. Wzięłam je, razem z karteczką od „Justina”, do pokoju i rzuciłam niedbale na biurko. Chyba te słodycze były przeprosinami za nazwanie mnie „dziwką”. Nie wiedziałam kto, aż tak bardzo mnie nienawidził, ale te podchody stawały się coraz bardziej żałosne i równocześnie przerażające.
                Wciąż nieustannie próbowałam siebie przekonać do tego, że to tylko jakiś pomyleniec, któremu za kilka dni znudzi się ta zabawa.
                Gdy spojrzałam ponownie na „prezent” zauważyłam, że rzuciłam go zaraz obok zdjęcia Dominica. Chwyciłam małą ramkę i zaczęłam palcem wycierać z niej kurz.
                Spojrzałam na uśmiechniętą twarz mojego brata i wtedy coś we mnie pękło, wszystkie wspomnienia tamtego dnia powróciły. Zaatakowały mój umysł, mój mózg automatycznie zaczął wysyłać sygnały do moich rąk, aby drżały, do moich pleców, aby oblały się zimnym potem i do nóg, aby odmówiły mi posłuszeństwa, zmuszając do przewrócenia się na podłogę.

                Dominic!- krzyczałam ile miałam sił w płucach- Dominic!
Potrząsałam drobnym ciałem chłopca, które teraz było chłodne, a nawet prawie zimne, miałam nadzieje, że za chwilę mój mały braciszek obudzi się i uśmiechnie, a jego twarz będzie jak zawsze promienna i pełna życia. Niestety nic takiego się nie wydarzyło. Krwi było coraz więcej, a ja miałam wrażenie, że rana w jego klatce piersiowej stawała się coraz większa. Oderwałam wzrok od Dominic’a i rozpaczliwie zaczęłam szukać Justin’a. Tylko on mógłby mi pomóc i powiedzieć to pieprzone „Wszystko będzie dobrze”. Rozglądałam się po pomieszczeniu wciąż nawołując chłopaka. Nie było go. Skurwysyn mnie zostawił, po prostu stchórzył. Jak on mógł do tego dopuścić. Ponownie uklękłam nad martwym ciałem, próbując opatrzyć ranę tym co wpadło mi w ręce, obrusem, czy firanką.
-Dominic! Justin!- Nawoływałam rozpaczliwie.
Mój głos był coraz bardziej zachrypnięty, czułam, że oczy miałam spuchnięte od płaczu. Trzymałam głowę brata w swoich zakrwawionych rękach, kiedy on otworzył oczy, ukazując niebieskie tęczówki, które mimo wszystkiego co się zdarzyło nie straciły młodzieńczego blasku.
-Linsey…- Wyszeptał ledwo słyszalnie. Jego głos był inny niż zawsze, taki poważny i smutny, może nawet załamany- Życie to syf- Powiedział i z powrotem zamknął oczy, a mi nawet przez myśl nie przeszło, że to był już ostatni raz kiedy widziałam jego piękne, niebieskie tęczówki.
On na to nie zasługiwał, był taki mały. Dlaczego akurat mu musiało się to przytrafić? Nie rozumiałam i nie chciałam tego rozumieć.

                W nocy znowu nie mogłam zasnąć, kręciłam się na łóżku, co chwila zarzucałam na siebie kołdrę, gdy było mi zimno, a moje ręce i nogi zaczynały sinieć, po czym natychmiast się odkrywając, uznając tym razem, że pod nią jest mi za gorąco. Odwróciłam się w stronę ściany i ponowiłam próbę zaśnięcia. Wydawało mi się to niemożliwością, dopóki, nie poczułam, że łóżko ugina się pod czyimś ciężarem, a czyjaś ręka bawi się moimi włosami. Wtedy zasnęłam od razu.
                Rankiem byłam bardzo wypoczęta, co zdarza mi się naprawdę rzadko. W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że muszę zejść na dół i podziękować mamie, że pomogła mi zasnąć. To było miłe. Na pewno czuła się winna po tym jak wczoraj zepsuła nasze wspólne wyjście.
                Zarzuciłam na ramiona szlafrok i zeszłam na dół, uważając, żeby schody nie skrzypiały przy każdym moim kroku.
                Jak się spodziewałam zastałam już moich rodziców przy stole, delektujących się pierwszym śniadaniem.
-Cześć!- Powiedziałam tak uprzejmie, że zaszokowałam tym samą siebie.
-Cześć kochanie, jak się spało?- Mama również wydawała się dla mnie szczerze miła, jej twarz na mój widok przybrała promienny wyraz, co sprawiło, że nie mogłam powstrzymać jeszcze większej radości.
Tylko tata nadal siedział przygarbiony i nie uniósł nawet głowy. Tak jakby w ogóle nie zauważył mojej obecności. Mama się już prawie przełamała, dlaczego on nie mógł?
-Wspaniale- odpowiedziałam- Dzięki Tobie- posłałam w jej stronę jeszcze jeden uśmiech.
-Doprawdy- Mama zaśmiała się- a czym na to wpłynęłam?
To nie była moja mama. To był ktoś inny. Ktoś był dzisiaj u mnie w nocy. Leżał na moim łóżku. Ktoś mnie dotykał. Nie ważne kto to był, teraz posunął się za daleko.
Wybiegłam bez słowa z domu, ignorując zdziwione twarze rodziców. To wszystko coraz bardziej mnie przytłaczało. Wysyłanie SMSów podszywanie się pod osobę, która nie żyję, to jedno, ale myśl o tym, że ktoś mnie dotykał w moim własnym domu, tego już było za wiele. Wyciągnęłam komórkę i wysłałam SMSa do „Justina”.

Do: Justin
Błagam, daj mi spokój.

Nie sądziłam, że dostanę szybko odpowiedź, albo czy w ogóle jakąkolwiek dostanę, ale chwilę później pojawił się szereg wibracji i dzwonków.

Od: Justin
Nie.

Od: Justin:
Bo cię kocham.

Od: Justin:
Kocham cię do kurwy nędzy.

Od: Justin:
Proszę nie spotykaj się dzisiaj z tą kurwą.

Od: Justin:
Proszę cię.

-Z jaką kurwą?- Spytałam sama siebie i wtedy przypomniałam sobie o Jonathanie. Był miły. I może powinnam się z nim spotkać? Chociażby dlatego, żeby zrobić na złość „Justinowi”. Tak to zdecydowanie dobry pomysł.
Oh nie, to nie był dobry pomysł.
Wróciłam do domu i zaczęłam szykować się do wyjścia. Do dwudziestej zostało jeszcze kilka godzin, ale i tak nie miałam nic ciekawszego do roboty. Może to dzisiaj mój prześladowca nareszcie da mi spokój. Czas najwyższy, żebym po przeprowadzce do Stratford w końcu mogła spać spokojnie.
Moje rozmyślenia o tym nie trwały jednak długo, gdy już kolejny raz usłyszałam znajomy dźwięk mojego telefonu.
Zanim odblokowałam telefon, pomodliłam się (mimo, że niej jestem bardzo wierząca), aby nie był to kolejny SMS od „Justina”.
Moje modły na szczęście zostały wysłuchane.
Serce zabiło mi mocniej, gdy na wyświetlaczu zobaczyłam od kogo jest wiadomość.

Od Nancy:
Przeprosiny przyjęte.

Miałam ochotę śmiać się jak dziecko, w tamtej chwili czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Oczy zaszkliły mi się łzami, kiedy chciałam zadzwonić do przyjaciółki, ale coś mnie powstrzymało. Dlaczego dopiero teraz postanowiła odpowiedzieć? Przecież napisałam do niej wczoraj, ale z drugiej strony, może po prostu rozładowała się jej bateria w telefonie, albo miała mieszane uczucia do tego, czy mi odpisać. Tak, czy inaczej, ja też nie chciałam odpisać jej od razu. Żeby nie myślała, że aż tak bardzo mi zależy.

Leżałyśmy na trawie przed  domem Linsey, wpatrzone w obłoki, które sunęły się po niebie. Nancy odrobinę się do mnie przysunęła, po czym zaczęła bawić się moimi włosami.
-Myślisz o nim czasem?
Dziewczyna nigdy nie lubiła, kiedy wspominałam o Justinie, dziwne było, że sama zaczęła o nim rozmowę.
-Czasami… wiesz kiedy jest zimno, chciałabym, żeby mnie przytulił. Albo, kiedy nie mogę zasnąć, żeby położył się koło mnie. Żeby po prostu był.
Czułam, że ściska mnie w gardle kiedy mówiłam o moim chłopaku.
-I jak, nie nienawidzisz go za to co zrobił?
-Nie mogę, on… On działał pod wpływem emocji i…
-Oszukujesz siebie. Nawet jeśli było to pod wpływem emocji, to, to jest niewybaczalne.
-To był przypadek.
-Morderstwo nie jest przypadkiem, Linsey.






Hej kochani:) Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam problemy z komputerem :( 

6 komentarzy:

  1. Mialam ciarki jak czytalam. Uwielbiam to ff @omgdzastin

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny ♥ @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  3. tak długo czekałam na ten rozdział i nareszcie jest! rozdział jak zawsze ciekawy!
    czekam na następny i trzymaj sie, mam nadzieję że niedługo będzie lepiej :)
    p.s mogłabym być informowana bo zmieniłam user? @lovumatt

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci, ze wkrecilam sie :d
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. O Matko podoba mi się, nnaprawdę s

    OdpowiedzUsuń