środa, 10 grudnia 2014

Rozdzial 1

                Gdy po raz pierwszy od roku weszłam do białego domu, stojącego na rogu szarej ulicy w Stratford, natychmiast ogarnęła mnie fala wspomnień. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo będę to przeżywała. Powrót. W moje nozdrza dostały się wszystkie zapachy, do moich oczu dotarły wszystkie kolory i kształty. Ruszyłam w kierunku znanych mi drzwi, ale nie weszłam do pomieszczenia. Stałam przed wejściem i zastanawiałam się jaką reakcje wywoła u mnie znajomy widok. Drżącą ręką nacisnęłam klamkę od drzwi do mojego pokoju. Wszystko w nim było takie samo jak dawniej. A mimo wszystko - inne. Podeszłam do półki na książki, nie wszystkie zabrałam ze sobą podczas przeprowadzki, więc teraz osadziła się na nich gruba warstwa kurzu. Pogłaskałam książki po grzbietach i kichnęłam od namiaru brudu.
                Usiadłam na łóżku i przeczesałam ręką włosy. Mebel zaskrzypiał. To zostało mu od momentu, kiedy Justin rzucił się na niego i połamał jedną belkę. Zaśmiałam się w duchu. Czy teraz wszystko będzie mi o nim przypominało? Nie tak miała wyglądać nasza historia.
    Poczułam zmęczenie. Moja głowa sama opadła na miękki materac, a oczy powoli zaczęły się zamykać.

                -Cześć skarbie- Justin mówiąc to wgramolił się przez okno i w mgnieniu oka siedział już na podłodze opierając się o turkusową ścianę- Tęskniłaś?
                -Bardzo- zachichotałam zasłaniając usta ręką.
                Justin często miał dziwne pomysły, a wchodzenie przez okno do mojego pokoju, było tylko małą częścią tego co potrafił.
                -To dobrze- uśmiechną się zawadiacko- Bo mam całą noc wyłącznie dla Ciebie- podniósł się z podłogi i wskoczył do mojego łóżka- Chodź- poklepał ręką pościel, żeby zachęcić mnie do położenia się obok niego. Nie musiałam się długo zastanawiać, zdjęłam ubrania i stałam chwilę przed nim tak jak Pan Bóg mnie stworzył, ale potem zarzuciłam na siebie koronkową koszulę nocną.
                Justin jęknął.
                -Mogłaś zostać tak, jak dziesięć sekund wcześniej.
                -Nie spiesz się Bieber.
                Położyłam się obok niego, a on objął mnie ramieniem. Patrzyłam w jego czekoladowe oczy, chcąc wyczytać z nich o czym w tej chwili myśli. Justin był dla mnie pewnego rodzaju zagadką. Znałam go dość długo, wiedziałam o nim wszystko, i  nic. I właśnie to mnie w nim tak intrygowało, to sprawiało, że chciałam więcej.
                Justin musnął moje usta, a ja odwzajemniłam mu tym samym.
                -Kocham Cię- szepną mi do ucha.

                Moje powieki uniosły się do góry. Przetarłam oczy ręką i ziewnęłam ze zmęczenia, które towarzyszyło mi po przebudzeniu. Śnił mi się Justin. Widziałam swój sen jak przez mgłę, ale to na pewno był on. Moje myśli o chłopaku były chyba skutkiem ubocznym ponownego wprowadzenia się do domu. W Sidney Justin w jakimś stopniu przestał być jedyną osobą, w około której krążyły moje myśli . Ten sms, który dostałam w pierwszy dzień spędzony poza domem… On nie dawał mi spokoju przez długi czas, ale w końcu doszłam do wniosku, że była to zwyczajna pomyłka, przecież wiele osób na świecie ma na imię Justin. To nie mógł być mój Justin. Mój Justin nie żyje. A mimo to ta wiadomość ciągle zaśmiecała mój umysł. I w pewnym momencie, już przestałam o tym myśleć. Justin zniknął. Nie było go w moim życiu.
                Wstałam z łóżka i podeszłam do stolika, próbując się nie przewrócić po tej krótkiej drzemce. Chwyciłam torebkę i zaczęłam grzebać w niej na ślepo. Myślałam, że zostawiłam to w Sidney, ale jednak po chwili moja ręka dotknęła chłodnej butelki wódki. Wzięłam, może trochę za dużego łyka i z powrotem schowałam alkohol w głąb torebki.
                Potrzebowałam się przewietrzyć i rozejrzeć się po okolicy, którą niegdyś znałam jak własną kieszeń. Pospiesznie ubrałam buty i chwilę potem znajdowałam się na dworze. Szłam zatłoczonymi ulicami miasta kierując się w stronę zalewu. To tamto miejsce chciałam zobaczyć najbardziej. Pamiętam jak spędzałam tam czas z Justinem. Zawsze się śmialiśmy, oblewaliśmy wodą lub budowaliśmy ogromne zamki z piasku. Chciałam znowu poczuć jego dłoń na moich nogach. Zobaczyć jego promienny uśmiech. Zawsze dużo się uśmiechał, był jedną z najweselszych osób jakich kiedykolwiek spotkałam. Potrafił mówić o swoich uczuciach tak, że mimo mojej woli, oblewałam się rumieńcem. Tęskniłam za wspólnymi chwilami sam na sam, kiedy nie czuliśmy, żadnego skrępowania i zachowywaliśmy się jak dzieci. Teoretycznie nimi byliśmy.
                To już nie powróci. Osoba, która rozświetlała moje życie, która była ze mną w najtrudniejszych chwilach, odeszła bezpowrotnie, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Moja bezsilność była w tym wszystkim najgorsza. Najpierw straciłam brata, a potem obserwowałam, jak tracę również chłopaka. Wiem, że nie mógł postąpić inaczej. To był dobry człowiek. Nie potrafiłby żyć z poczuciem winy.

                -Oh, Justin- Położyłam swoją małą dłoń na jego ramieniu, ale on po prostu poszedł dalej. Nie potrafiłam go nienawidzić, mimo tego wszystkiego co zrobił.
                -Nie mogę Linsey- Wypuścił głośno powietrze i położył rękę na klamkę.
                -Możesz, poradzisz sobie, poradzimy sobie. Ja- mój głos podwyższył się mimowolnie- nikomu nie powiem.
                -To nie ma znaczenia skarbie- Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechną się blado.
                Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Musiałam go ratować. Wybaczyłam mu wszystko, tylko musiał ze mną zostać.
                -Żegnaj księżniczko- Pocałował mnie w skroń i znowu zaczął się oddalać.
                I wtedy wszystko stało się bardzo szybko. Złapałam go za ramię, przesuwałam ręce w kierunku jego szyi. Z całej siły zaciskałam swoje małe piąstki na jego ciele, ale on za każdym razem z łatwością się wyrywał. Coraz więcej łez cisnęło mi się do oczu. Zaczęłam uderzać jego plecy, kopać jego kostki najmocniej jak potrafiłam. Odwróciłam go przodem i przycisnęłam jego usta do moich. Nie chciałam już nigdy się od nich oderwać. Niestety, on najwidoczniej tego nie chciał. Chwycił mnie za biodra, uniósł do góry i pocałował w czoło. Odstawił mnie na bok, a gdy jego ręka dotknęła klamki i już chciał wyjść z pokoju, zostawić mnie, po prostu go ugryzłam. Justin nadal nie reagował. Wyszedł. Wtedy widziałam go po raz ostatni.
                
                Doszłam nad zalew. Usiadłam na piasku i bawiłam się nim przez chwilę, łapiąc go w dłonie i przepuszczając pomiędzy palcami. Włosy ciągle leciały mi na twarz, ale nie miałam zamiaru ich poprawiać.
                
                Linsey.
                
                Podniosłam się z ziemi i obróciłam głowę do tyłu. Nic. Żadnego najmniejszego śladu człowieka.
                Ponownie usiadłam na ziemi i tym razem znowu słysząc męski głos.

    Linsey.

    „Okay Linsey, uspokój się”- Powtarzałam w myślach.”To tylko twoja pierdolona wyobraźnia.”
    Otworzyłam torebkę i wyjęłam paczkę papierosów, razem z zapalniczką.
Zapaliłam szluga. Zaciągnęłam się nim i po dwóch sekundach wypuściłam dym. Paliłam dalej, kreśląc dymem kółka, czy inne kształty.
    W Sidney wkręciłam się w coś takiego, ja „złe towarzystwo”. Potrzebowałam czegoś co zaspokajało by mój ból po stracie Dominica i Justina. Najpierw poznałam Nancy. Piękna, żywiołowa, energiczna. Nie mam pojęcia jak zdobyłam jej zainteresowanie, ale udało się. Do pewnego czasu, nadal słuchałam się rodziców, nie wyróżniałam się w tłumie. Potem zaczęłam palić, pić i coś się zmieniło. Nigdy nie sięgnęłam po narkotyki, nigdy tez nie miałam innego chłopaka, niż Justin, a mimo to, już nie byłam tą grzeczną. W pewnym sensie to dobrze, ale z drugiej strony, nigdy nie otworzyłam się na tyle, żeby być kimś więcej, niż tylko tą dziwną, co całymi dniami płaczę w poduszkę. Strata Justina zabijała mnie codziennie od nowa. Czasami budziłam się w nocy z krzykiem, śniło mi się, że on znowu żyje i ponownie go tracę, Może nigdy nie kochał mnie na tyle, żeby ze mną zostać.
     Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Wyrzuciłam niedopałek papierosa na ziemie i chciałam wrócić do domu, kiedy usłyszałam dźwięk wiadomości. Pewnie to Nancy.
     Numer, który wyświetlił się na ekranie, był mi skądś znany, tylko nie wiedziałam skąd. Otworzyłam wiadomość.

Od: Nieznany

Długo się nie odzywałaś. Mogłaś odpisać. Już mnie nie kochasz księżniczko?
                -Justin






W końcu pierwszy rozdział, wiem, że strasznie krótki, ale cierpliwości :) Przepraszam was misie za opóźnienie. Zapraszam was jeszcze do zakładek "Bohaterowie" i "Zwiastuny. Jeśli szanujecie moją pracę zostawcie komentarz xx

15 komentarzy:

  1. Jezu ale akcja. Zaciekawił mnie sam prolog a pierwszy rozdział jest genielny. Justin nie żyje a jednak żyje? What the fuck?! Czekam na następny xx
    @salutebieberxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;) Dawno nie czytałam opowiadania które by mnie tak zaciwkawiło ;D
    Czekam na następny rozdział! ;*
    @laughwithbiebs_

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, już to uwielbiam *_*
    @kidmrauhl

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku cudowne!! Jestem ciekawa o co chodzi z Justinem. Żyje czy nie żyje? :) @fuckingbangerz9

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :) czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jezu cudowny, nie moge doczekać się kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  7. ojejku cudowny. świetnie piszesz! nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. a jeśli możesz poinformuj mnie o nim :) // @96berglund

    OdpowiedzUsuń
  8. O Jezu, rzadko spotykam się z takimi opowiadaniami, ktore od razu mnie tak cholernie intrygują! Mam nadzieję, ze bedzie to zagmatwana historia i nie taka prosta do rozgryzienia jak nam się bedzie wydawać! Czekam na nn <3
    @bieberssexrauhl
    Btw, zapraszam tez do mnie na ff z Justinem:
    hidden-enemies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. dodałam do zakładek ,kurde ja chce kolejny rozdział
    @lovuhazz

    OdpowiedzUsuń
  10. jeju genialny serio. czekam na nastepny x ( @g0ldjdb )

    OdpowiedzUsuń
  11. JEJU ŚWIETNE JNIGFV NIE MOGE DOCZKAĆ SIĘ NASTĘPNEGO ROZDZIALU ! @legalhoodx

    OdpowiedzUsuń