Został
ostatni tydzień wakacji, a ja siedziałam zamknięta w pokoju myśląc tylko o
głupiej wiadomości od „Justina”. Czy to możliwe, żeby to on był jego nadawcą? Przecież mój chłopak nie żyje
prawie od roku, skoczył z mostu. Nie chciał żyć. Ciała nigdy nie znaleziono,
ale pewnie zatonęło gdzieś w rzece. Teraz najprawdopodobniej jest już prawie
całkowicie rozłożone, zaplątane w glonach i pełzają po nim te wszystkie robaki,
i inne paskudztwa. Na samą myśl o jego pięknym, umięśnionym ciele, torsie,
który kiedyś dotykałam, przesuwając swoje paznokcie z góry na dół, miodowych
włosach i tych wszystkich tatuażach, znajdujących się w takim stanie zrobiło mi
się niedobrze. Ale prawda nie mogła być inna. Nawet gdyby Justin staną teraz
przede mną, nie wybaczyłabym mu. Nie wybaczyłabym mu, że mnie zostawił. Przez
cały rok musiałam sama sobie ze wszystkim radzić, nie było go przy mnie, nawet
chyba nie chciał być.
Siedziałam
na krześle z laptopem na stoliku. Przeglądałam jakieś głupie strony
internetowe, aby tylko oderwać się od myśli o Justinie. Niestety bezskutecznie.
Każda litera na klawiaturze, każda strona w przeglądarce przypominała mi o nim.
Nie wiem, może powinna zacząć się o siebie martwić i udać się na wizytę do
jakiegoś dobrego psychologa czy coś w tym stylu. W każdym bądź razie nie mogłam
siedzieć tu bezczynie i czekać na cud, na to, że moje życie w końcu się
poukłada.
Powoli
znowu zapadałam w krainę swoich wspomnień o przeszłości i nie tylko tej
związanej z Justinem. Tęskniłam za Nancy, za naszymi spotkaniami w galerii, czy
na dyskotekach. Brakowało mi tego czegoś, co ona zawsze mi dawała. Miałam
wrażenie, że już nie jestem tą samą Linsey z Sidney, tylko zupełnie inną osobą
i to w tym wszystkim było najgorsze, powoli zaczynałam tracić siebie.
-Chcesz?- Nancy uniosła brwi w znaku
zapytania podając mi paczkę z fajkami.
-Nie dzięki- uśmiechnęłam się
nieśmiało. Nigdy nie paliłam i nie byłam do końca pewna, czy w ogóle chciałam
spróbować.
-Jak wolisz- Dziewczyna
wzruszyła ramionami i sama zapaliła papierosa.
Siedziałyśmy przy barze w którym
bardzo wyraźnie było czuć zapach papierosów, alkoholu i miętówek. Dziwne
połączenie, ale dzięki temu kolejny papieros zapalony przez Nancy, nie robił mi
wielkiej różnicy i nie drażnił mnie tak bardzo, jak wtedy, gdy
pierwszy raz przy mnie zapaliła.
-Na pewno nie chcesz?- Dziewczyna
znowu się do mnie zwróciła, a ja ponownie pokręciłam przecząco głową, na co ona znowu wzruszyłam ramionami i zaciągnęła się szlugiem.
Muszę przyznać, że wyglądała
naprawdę seksownie kreśląc dymem kółka i wypuszczając go raz wolniej, a raz
szybciej. Zaczynała mi imponować.
-Mogę?- Zdecydowałam się w końcu
i skinęłam głową na paczkę papierosów.
-Bierz młoda.
Nancy była ode mnie starsza o
rok, a ja nie lubiłam, gdy ktoś, kogo dzieli ze mną taka niewielka różnica
wieku uważa mnie za „młodą”, czy „gówniarę”, jednak wtedy nie stanowiło to dla
mnie żadnego problemu.
Wyjęłam z paczki papierosa.
Nancy zapaliła mi go, a ja od razu spróbowałam się zaciągnąć. Nie specjalnie mi
to wyszło. Zakrztusiłam się i o mało nie wypuściłam papierosa na ziemie.
Dziewczyna zaśmiała się, dosyć głośno, ale nie zwróciła mi
żadnej uwagi i pozwoliła dalej robić swoje. Parę razy zacharczałam,
zakrztusiłam się, ale, gdy sięgnęłam po drugiego papierosa zaciągałam się już
prawię idealnie.
Do końca imprezy razem z Nancy śmiałyśmy
się, tańczyłyśmy, piłyśmy i paliłyśmy na zmianę.
Wspomnienie mojego pierwszego
papierosa, alkoholu i w ogóle pierwszej imprezy w Sindey wzbudziło we mnie
przyjazny dreszcz adrenaliny, którą chciałam poczuć kolejny raz. Oprócz mojego
pierwszego palenia nie pamiętam z tej imprezy za dużo. Wiem, że barman był
bardzo seksowny i ciągle starał się poderwać Nancy, ona natomiast była
zainteresowana zupełnie kimś innym. Gdy przyjaciółka, chociaż wtedy było to
jeszcze za duże określenie, szła tańczyć i zostawiała mnie na chwilę samą,
trzymałam się w cieniu i nawet nie miałam ochoty wychodzić poza niego, a gdy
wracała znowu piłyśmy, rozmawiałyśmy i paliłyśmy. Pamiętam jeszcze, że zaraz
po imprezie pojechałyśmy do niej do domu. Jej rodziców nie było i miałyśmy całą
noc dla siebie, co było nam bardzo, naprawdę bardzo na rękę.
Okay, musiałam się w końcu ocknąć
i powrócić do rzeczywistości. Mój brat nie żyje. Nie jestem już w Sidney. Nie
mam blisko siebie przyjaciółki. Mój chłopak też nie żyje, a te pieprzone SMSy to
tylko jakaś pomyłka. Tak to zdecydowanie było najlogiczniejsze wyjaśnienie.
Najchętniej bym z kimś o tym porozmawiała. Wyżaliła się. Chciałabym móc
wypłakać się na czyimś ramieniu, ale problem w tym, że nie miałam na czyim.
Mogłabym zawsze zadzwonić do Nancy, ale czułam, że to nie jest najlepszy
moment, zważywszy na to co stało się przed moim wyjazdem. Trzeba odczekać, dać
jej trochę czasu i mieć tylko nadzieje, że wszystko wróci do normy, bynajmniej
na tyle, na ile może wrócić.
Musiałam w końcu zrobić coś ze
swoim życiem. Nie mogłam siedzieć do końca życia w tych czterech ścianach. Podeszłam
do toaletki, rozczesując włosy myślałam o tym jak zawsze robił to Justin. Jego
ręce sztywno trzymały szczotkę, a ona jeździła z góry na dół po moich włosach,
rozczesując je idealnie. Justin zawsze przy tym się uśmiechał. Całował moją
szyję, i mówił, że jestem piękna. Potrafił naprawdę podnieść
moją samoocenę. A teraz siedziałam naprzeciwko lustra, samotnie rozczesując
włosy, a następnie wiążąc je w niedbałego kucyka. Nie miałam żadnej ochoty na
malowanie się, ale nie chciałam też wyjść z domu z zerowym makijażem, dlatego
pomalowałam się delikatnie, zakrywając tylko widoczne niedoskonałości.
Wygrzebałam z torebki papierosy z
zapalniczką i schowałam je do kieszeni spodni tak, aby nie zauważyli ich
rodzice. O wiele bezpieczniej byłoby wziąć całą torebkę, ale nie chciałam potem
się z nią męczyć.
Szłam szarymi ulicami Stratford
mijając co chwila nieznajome twarze. Kiedyś na każdym kroku spotykałam kogoś ze
szkoły, czy z różnych zajęć poza lekcyjnych, teraz nie znałam nikogo. To już
chyba nie było moje miasto.
-Wiesz co najbardziej kocham w tym mieście?- Justin uśmiechnął się
leżąc na wznak na piknikowym kocu w moim ogródku.
-Co?- Zapytałam z ciekawością, głaszcząc i układając jego
włosy.
-To, że ono jest takie... nasze.
-Nie za bardzo rozumiem Justin- Przyjrzałam mu się uważnie. Naprawdę
nie rozumiałam o co mu chodzi- Co miałeś na myśli mówiąc „nasze”?
-No nasze- wzruszył ramionami- Wychowaliśmy i nadal wychowujemy się w
tym mieście. Tu się urodziliśmy, tu spotkaliśmy pierwszą miłość, tu poszliśmy
do szkoły. Ono jest po prostu nasze i nie ważne co by się stało- tu zrobił
pauzę- ja właśnie tutaj chcę się ożenić, wybudować dom, wychowywać swoje dzieci,
pójść do pracy. Tu się urodziłem i tu chcę umrzeć, rozumiesz?
Skinęłam głową chociaż nadal nie do końca go rozumiałam. Ja nie
potrafiłam przywiązywać się do rzeczy, czy miejsc. Było to dla mnie obojętne,
czy zostanę tu, czy gdzieś się przeprowadzę.
-Justin?
-Tak?
-Czasami jesteś serio popieprzony.
On tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
Wtedy nie go nie rozumiałam.
Dzisiaj rozumiem go doskonale. Tylko, że to już nie było „nasze” miasto, to już
nawet nie było „moje” miasto. Teraz było to po prostu kolejne miasto w którym
znowu mam zacząć wszystko od nowa.
W końcu dotarłam tam gdzie
chciałam dotrzeć. Szłam pustą aleją cmentarza, kierując się w stronę grobu
mojego brata. Nie byłam pewna, czy po roku nieobecności tutaj go odszukam.
Przemieszczałam się pomiędzy nagrobkami, czytając na nich napisy, aby
przypadkiem nie przegapić Dominica.
Nie lubiłam chodzić na cmentarze,
zawsze miałam wrażenie, że te wszystkie nieboszczyki spoglądają na mnie, a na
moim ciele pojawiała się wtedy gęsia skórka. Ale szłam dalej co chwila
potykając się o gałęzie i omijając błotniste kałuże. Ktoś powinien jakoś zadbać
o to miejsce, bo w zasięgu mojego wzroku nie było nawet żadnego śmietnika i
wszystko co powinno się tam znaleźć walało się po ziemi.
Nie mogłam powstrzymać swojej
radości, gdy w końcu znalazłam nagrobek braciszka, to były w pewnym sensie moje
odwiedziny u niego.
-Cześć brat- Powiedziałam
półgłosem.
Usiadłam na ławce stojącej obok
nagrobka i wyciągnęłam z kieszeni spodni papierosy. Zapaliłam jednego i
uśmiechnęłam się do siebie. Wiedziałam, że Dominic palił. Miał dwanaście lat i
palił. Nie wiem jak mogłam to przegapić, nie widziałam, żadnych śladów na to,
że mój braciszek miał jakieś problemy. Do końca życia będę się obwiniała o to,
że dowiedziałam się tego za późno. W kącikach moich oczu zebrały się łzy, ale
nie dałam im szansy polecieć, bo szybko wytarłam je rękawem.
Zaciągnęłam się papierosem, żeby
nie płakać. Dziwnie było tu tak stać po roku i w pewnym sensie rozmawiać z
bratem.
Paliłam papierosa i wpatrywałam
się na litery wygrawerowane na nagrobku. Zawsze żałowałam, że to nie ja
wybrałam pomnik, bo na pewno zdecydowałabym się na inny, ale z drugiej strony
ten był smukły i skromny, i myślę, że taki właśnie odpowiadał dla Dominica.
Często śmiał się, że on nie chcę mieć żadnego nagrobku, ponieważ nie ma zamiaru
po śmierci dźwigać jakiegoś ciężkiego kamienia. Zaśmiałam się mimowolnie.
A czasami chłopak mówił też, że
wolałby zostać skremowany, aby ludzie nie płakali nad nim przechodząc, bo po
prostu nie potrzebuje ich litości.
Nagle wiatr zawiał trochę
mocniej, a ja miałam wrażenie, że znowu słyszę ten głos, ten sam co nad
zalewem.
Linsey- Nawoływał.
Spojrzałam w stronę drzew z których wydawało mi się, że słyszę ten
kurewski głos. Nic nie zobaczyłam. Nic, ani nikogo.
Liście
na drzewach powiewały tylko za pomocą wiatru, który był za słaby, żeby
zrobić to samo z gałęziami. W powietrzu
unosił się okropny zapach stęchlizny i perfum Calvina Kleina. Znałam te
perfumy, nawet bardzo dobrze.
Ponownie zwróciłam wzrok w
kierunku drzew. W końcu mrugnęłam i zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je
otworzyłam, zza drzew wyłaniała się dłoń i kawałek miodowych włosów.
Zdusiłam w sobie krzyk. Chciałam
tam pobiec, pobiec w tamtą stronę, ale nic z tego. Moje nogi postanowiły zostać
na swoim miejscu.
Części ciała zniknęły tak szybko
jak się pojawiły.
„Co tu się kurwa dzieje”- nawał
myśli atakował mój mózg, kiedy nie potrafiłam wymyślić żadnego sensownego
wyśnienia.
Musiałam wrócić do domu.
Schyliłam się nad nagrobkiem i drżącymi
rękami włożyłam pomiędzy kwiaty dwa papierosy. Już chciałam się oddalić, kiedy
zobaczyłam białą kartkę papieru wystającą zza sztucznych kwiatów.
Chciałam ją zignorować, ale nie
potrafiłam. Czułam w głębi siebie, że mój koszmar dopiero się zaczyna.
Czytając kartkę, moje źrenice
chyba się rozszerzyły.
Brawo znalazłaś mnie! Gratuluje księżniczko. Pobawimy się dalej?
-Justin
Postanowiłam dodać ten rozdział wcześniej, ponieważ pierwszy był dodany z parodniowym opóźnieniem :) Dziękuje wam wszystkim za te komentarze i wyświetlenia jesteście cudowni <3 I chciałabym, żebyście wyrażali swoje opinie na tt z hashtagiem #YouHadToGoBackFF (oczywiście w komentarzach też! :)) Do następnego xx
Jeju co tu się dzieje? Nie wiem co napisać, bo naprawdę jestem zachwycona i strasznie, ale to strasznie ciekawa co będzie dalej. Daj znać jak napiszesz następny rozdział, dobrze? ♥
OdpowiedzUsuńKocham xx
/@christmassoonxx
Cudowny *-* czekam na kolejny z niecierpliwością :) ciekawi mnie o co chodzi
OdpowiedzUsuńPs. @Kwiatkowaa_1996 to ja ;**
omg omg to jest GENIALNE
OdpowiedzUsuńnie wiem co jeszcze napisac po prostu kjdbewicbwe chcę dalej!!
@lovuhazz
Jezu. Kocham to, rozdzial cudowny, nie moge doczekac sie kolejnego. Czuje ze to ff mnie wciaga. @omgdzastin
OdpowiedzUsuńBoże jak ja to kocham *.* dawaj kolejny rozdział ! :*
OdpowiedzUsuńDawaj kolejny rozdział!! <3
OdpowiedzUsuń@hazzalolx
omg niesamowity �� nie mogę doczekać się następnego/ 96berglund
OdpowiedzUsuńBOSKI ! CZEKAM NA NEXT ! :)
OdpowiedzUsuńO japierdziele... Cudny rozdział <3
OdpowiedzUsuńOmg dawaj kolejny rozdział @arianatorka
OdpowiedzUsuńŚwietny :) @Biebs8484
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona tym ff i czekam na kolejny rozdzial, chcialabym byc powiadamiana o kolejnych:) @bieberrplanet
OdpowiedzUsuńdobry adwokat rzeszow opinie
OdpowiedzUsuń